Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   105   —

jąc ku hrabiemu z nieledwie wesołym uśmiechem rzekła:
— Cher comte, proszę cię podaj mi ramię. Pan Dembieliński zechce ofiarować swoje Krystynie. Jesteście państwo blizcy krewni i trzeba abyście się wzajemnie poznali.
Hrabia zdziwiony był tym wesołym tonem Ewy i okazaną mu jej uprzejmością. Nie było jednak w naturze człowieka tego odtrącać od siebie oznaki czyjejkolwiek życzliwości; a może jeszcze czuł się wdzięcznym Ewie za wysilenia, jakie czyniła ku pokryciu przed obcymi rodzinnych smutków ich i rozdziałów.
Dwie pary przebywając kila obszernych komnat, oddaliły się nieco od siebie. W połowie drogi Dembieliński zwrócił się ku swej towarzyszce, i tonem swobodnego żartu przemówił:
— Kuzynko! mam do ciebie prośbę. Pokaż mi proszę ten ideał, o którym mówiłaś przed chwilą z takim ślicznym zapałem.
— Nie potrzebuję pokazywać ci go kuzynie Anatolu — z uśmiechem odrzekła Krystyna, — żyje on w tobie samym.
Dembieliński zaśmiał się, ale z przymusem.
— Mylisz się kuzynko, niema we mnie żadnego ideału. Jeśli był kiedy, to umarł dawno.
Młoda dziewczyna przecząco wstrząsnęła głową.