Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   102   —

— Stróżami tymi — łagodnie odparła Krystyna, — mogą być tylko: dla serca, miłość ideału — dla umysłu, wytrwałe ku niemu dążenie.
Dumne, purpurowe wargi gościa zadrżały cichym śmiechem. — Miłość! ideał! — wyrzekł zwolna i z naciskiem, — jakże zachwycające brzmienie posiadają wyrazy te, gdy wychodzą z ust pięknej kobiety! Paniom też przypadło z woli losu i natury mówić i marzyć o ideałach, nam pozostała twarda rzeczywistość...
— Ideał kuzynie — przerwała Krystyna, — jest najpiękniejszą rzeczywistością.
Uśmiech z ust jego przeszedł do oczów, które strzeliły nagle stalowemi połyskami.
— Ideał żyjący w rzeczywistości, widzialny, dotykalny... o! taki jest w istocie dziedzictwem płci obojga. Dla jednych posiada on włosy z połyskiem złota i oczy błękitne jak niezabudki; drugim przedstawia się w postaci źrenic gorejących jak czarne brylanty i lica śniadego jak...
— Kuzynie — przerwała Krystyna, — ja nie o takim ideale mówiłam...
Tym razem karminowy rumieniec oblał czoło jej i policzki. Byłto może wstyd czystego, prostego umysłu, nie przywykłego do wykwintnej zwierzchu, lecz zbyt swobodnej w gruncie szermierki słów światowych, albo gniew myśli, która uczuła się niepojętą.