Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

wiekami, z ust nawet zniknął niedawny uśmiech; zimnym był, obojętnym ale poważnym.
— Pani hrabina pokochała wieś — powtórzył po krótkiej chwili milczenia. — Wszystkie kobiety wieś kochać powinny; słabe ich piersi potrzebują powietrza świeżego, niezmąconego temi upajającemi jadami, które składają atmosferę wielkiego miasta. Jady te słodkie są wprawdzie i uspasabiają ludzi do wiecznego, szalonego ruchu; ale mają zarazem własność trującą, której obronić się nie mogą natury słabe. My mężczyzni walcujem tam zawzięcie, ze wszech stron ogarnięci płomieniami tryskającemi z wulkanicznego gruntu. Nie jednego z nas płomienie rzucą pod obłoki w szacie ze złota i purpury, na widok całemu światu; nie jeden też całym ciężarem ciała swego i duszy runie w ziejącą ogniem paszczę, spłonie i spopieleje... Taki już nasz los... taka zresztą własna nasza wola.. Ale kobiety zasłabe są, aby w szalonym, długim walcu nie upaść; a zapiękne, aby można było bez żalu patrzeć jak spadają w gorące odchłanie i popieleją... Kobiety powinny kochać wieś i żyć na wsi. Człowiek przywykły patrzeć na nie jako na szalone tancerki, prędzej lub później mające uschnąć, spopieleć w płomieniach, albo jak lotne mgły rozwiać się bez śladu w podmuchach balowych zefirów, — na wsi tylko i z wielkiem swem zdziwieniem spotkać może kobietę zdrową, spokojną, rozkwitłą na wzór