Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wają? a! Doliny podobno! mają być bardzo rozległe i prześlicznie urządzone... Czy pani nigdy tam nie była?
— Nie byłam — odpowiedziała Ewa, mniej jak pierwej złamanym głosem.
— Otóż ma tam być przecudowny pałacyk, postawiony na górze i otoczony wysokiemi górami. Na pałacu jest wieża, z której pan hrabia przygląda się zwykle gwiazdom przez jakąś olbrzymią lornetkę, a na dole znajduje się kilka wielkich sal, pełnych obrazów, książek i nie wiem już tam czego więcej... Ogród i park mają podobno kilka wiorst rozległości... Mówił mi kiedyś o tem wszystkiem Sebastjan Rycz, ten któregoto pan hrabia z kamerdynera uczynił swoim sekretarzem...
Aloiza mówiła to wszystko z zajęciem i ożywieniem. Może kochała w istocie piękną i łagodną swą panię i szczerze cieszyła się przyszłem jej bogactwem; może też w bogactwie tem upatrywała własny swój interes.
— Mówił mi także Rycz — ciągnęła dalej, — że pan hrabia posiada po matce swej, co mówię! po babce i prababkach prześliczne klejnoty. Wbił mi się w pamięć szczególniej jakiś pasek, o którym opowiadał Sebestjan, utkany ze złota i naszyty szmaragdami; a także jakiś naszyjnik z pereł tak wielkich jak groch, i jakiś djadem brylantowy, wyglądający jak korona. Wszystko to będzie zapewne