Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiąc to młoda kobieta zarumieniła się lekko, a oczy jej jakby mimowoli spoczęły przez chwilę na twarzy Anatola. Możnaby rzec, że wyraz: szczęście, jaki wymawiały jej usta, nieprzepartą mocą kierunek taki nadawał spojrzeniu. Ale Anatol nie patrzył na nią w tej chwili; on z surową zmarszczką na czole i wyrazem bacznej uwagi w oczach, oczekiwał odpowiedzi hrabiego. Nastąpiła ona prędzej niż można się było spodziewać. Hrabia topiąc w spłonionem licu Ewy oczy, które nagle otrząsły się z mgły i żywo zajaśniały, wymówił:
— Szczęście, pani, pojęte jako zbiór powtarzających się i nigdy niewyczerpujących się uciech, znaleźć można we wszystkiem co serce zacnie i rozumnie ukocha: w tonach muzyki, w linjach snycerstwa, w barwach obrazu, w zachwytach poezji, w nurtach nauki, nakoniec w pięknem licu i dobrem sercu kobiety.
Gdy hrabia tak mówił, coraz widoczniejszy uśmiech zjawiał się na twarzy Anatola. Spuścił oczy i zamyślił się na chwilę, a lekki wyraz szyderstwa okrył bladą twarz jego.
— Panie hrabio — rzekł, — ośmielę się uczynić uwagę, że wszystkie te źródła szczęścia któreś pan wymienił, są bardzo zwodnicze i nietrwałe. Muzyka przebrzmiewa, barwy płowieją, poezja z upływem życia i przy starciu się z rzeczywistością,