Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z niezbędnej spinki, rękawem koszuli, zapuścił wzrok w przestrzeń, uśmiechnął się łagodnie i nakoniec nie patrząc na tego do kogo mówił, odpowiedział:
— I owszem, w teorji mojej o człowieku, szerokie pozostawiono miejsce dla tego uczucia, które jest miłością samego siebie, ale łączę je nierozerwalnie z powszechną dla ludzkości miłością. Człowiek, jako jednostka, kocha samego siebie i poważa dla tego, że czuje się wyobrazicielem, niejako przedstawicielem tej najpiękniejszej idei twórczej, jaką jest ludzkość. Co do siły i godności, znajduję, że pierwsza dosięga nejwyższego swego szczytu gdy zeznaje swoją słabość, a druga staje się prawdą wtedy tylko, kiedy jest cnotą.
Wyrazy te hrabia przeciwko zwyczajowi swemu wymówił zwolna, ale i bez zająknienia. Znać wypowiadał niemi to rozwiązanie zagadki istoty człowieczej, które sam znalazł był oddawna; w myśli jego, siła człowieka zjawiać się musiała zawsze pod postacią skromnej prostoty, a najwyższa godność jego, wyrażenie swe znajdowała w cnocie.
Ale nie w ten sposób zagadnienie to przyjmowało dwoje słuchających go ludzi. Ewa odezwała się pierwsza i z pewną nieśmiałością w głosie rzekła:
— Panie hrabio! a w czemże i kiedy doradzasz człowiekowi szukać osobistego jego szczęścia, szczęścia codziennego, cochwilowego, ziemskiego?