Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zatrzymał się, i zamyślony wzrok podniósł na kobietę do której mówił. Radość zajaśniała w jego oczach, bo twarz Ewy ukazała mu się inną wcale niż przed chwilą. Zniknęła z niej sztywność zdradzająca bolesne naprężenie wszystkich władz wewnętrznych, wszystkie jej rysy drżały i mieniły się nakształt wód głęboko wstrząśnionych, biała ręka nieśmiało i zwolna wysuwała się naprzód jakby szukając uścisku jego dłoni. Anatol pochwycił tę rękę i okrył ją pocałunkami.
— Ewo! Ewo moja! — mówił stłumionym głosem — ty mnie nie opuścisz! ty mnie nie zdradzisz wtedy gdy zdradza mię wszystko na ziemi! ty zostaniesz żoną moją... wiarą moją... szczęściem wszystkiem...
— Przycisnął rękę jej do pałającego czoła i pozostał tak schylony przed nią, z piersią pracującą przyśpieszonym oddechem, z ognistym rumieńcem na bladej twarzy, z drżącemi usty, z okiem oszklonem łzą wielką, iskrzącą się gorącemi blaskami opalu. W tej chwili człowiek ten był cały miłością; zapomniał on o wszystkiem co zajmowało go gdzie indziej, a władze ciała jego i duszy przeistoczyły się w jeden płomień z namiętną pokorą wijący się u stóp kobiety. Wtedy kobieta ta mogła uczynić z nim wszystko; jedno słowo jej, jeden uścisk mógł podnieść wysoko dumną jego głowę, wlać w nią