Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/573

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wolny, nie zabraknie mi miejsca pod słońcem, a postaram się tak je rozszerzyć, abyś i ty pomieściła się na niem wraz ze mną. Trzeba mi tylko wprzód zasięgnąć rady najlepszego ze wszystkich ludzi, hrabiego Horskiego.
— A! — zawołała Piękna, — powiedz mu też o Monilce; może on dla niej wynajdzie jaki środek ratunku. Ona biedna zamęczy się u tych S...
— Będę u hrabiego dziś, zaraz, — rzekł Sylwester, — a jutro powiem ci o wszystkiem co od niego posłyszę.
W tej samej chwili, na innej ulicy miasta, dwoje ludzi prowadziło rozmowę wcale niepodobną do tej, jaka toczyła się pomiędzy Sylwestrem i Piękną. Nie byłato ulica ale zaułek, ten sam na który wychodziły małe okna dawnego mieszkania pana Walerego i Monilki. Zaułkiem tym przesuwała się o zmroku drobna postać niewieścia, kształtna i wdzięczna, pomimo grubego odzienia, które ją okrywało, i wielkiej wełnianej chustki do połowy osłaniającej twarz bladą wychudłą, z zapadłemi policzkami i wielkiemi oczami o żywym lecz smutnym i jakby gorączkowym połysku. Kobieta ta niosła w ręku wielki kosz z upraną bielizną, a na plecach parę świeżo wypranych i sztywnych od nakrochmalenia kobiecych sukien. Szła powoli, gdyż ciężar jaki niosła prawie przewyższał siły jej widocznie wątłe; drobne stopy w grubem, zbyt wielkiem