Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/565

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

te oddziały pracy uderzały z kolei jej oczy; każdy z nich rozbierała w swym umyśle, i do żadnego nie czuła się zdolną. „Nie mogę wstąpić do biura jako urzędnik, myślała sobie, nie mogę rąbać drzewa, nie mogę wznosić murowanych kamienic, nie mogę być szwaczką, ani kupcową, ani nauczycielką.” Byłoto w niej zrazu nieokreślone i niewyrozumowane uczucie niemocy, ale po chwili zapytała samą siebie: „dla czego nie mogę?” i odpowiedziała. „Bo nic nie umiem.” W istocie, wdzięczne to dziewczę wyhodowane bez matki, wychowane przez ojca, który w wychowaniu jej kierował się jakiemś niejasnem i nieokreślonem wyobrażeniem „edukacji pięknej,” nic nieumiało; ani w rękach ani w umyśle swym nie posiadała żadnego środka zdobycia sobie spokojnego kąta, i jakiego takiego bytu. Powiedziawszy sobie: „nic nie umiem,” Monilka stanęła na środku obszernego, napełnionego ludźmi placu; obejrzała się wkoło, potoczyła spojrzeniem po niebie, ziemi, twarzach ludzkich i rzędach okien otaczających domóstw, i załamała ręce.
Ileż na świecie młodych, wdzięcznych, dobrych dziewcząt, staje tak każdego dnia na środku drogi ludnej, i z załamanemi rękami patrzy na niebo, ziemię i otaczające domostwa, w których dla nich niema ani kąta, ani chleba! Niech o wielkiej ilości dziewcząt podobnie załamujących ręce myślą jak najczęściej rodzice, których losy obdarzyły córkami,