Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/484

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadejdzie chmurna jesień, pora w której zazwyczaj bywam smutna... Ślub nasz odbędzie się pocichu, nieprawdaż? bez wystaw i hałasów, a wraz z nim pojedziemy do Włoch... Zimę przepędzimy we Florencji lub w Neapolu... Wszakże tam zimy niema nawet... przytem mam tam wielu znajomych....
Nagle zatrzymała się; po urwanym wątku mowy poznać można było, że myśli wikłające się w jej głowie, brały rozbrat z wyrazami goszczącemi na ustach, że mówiła machinalnie nieledwie. Chwilę milczała, rysy jej mieniły się jakby przeobrażane wyrabiającem się w niej jakiemś postanowieniem; a kiedy powieki jej podniosły się zwolna i jakby z ciężkością, oczy utkwiły w twarzy hrabiego z wyrazem dobroci, ale zarazem i pewnej dumy.
— Sewerynie, — rzekła głosem cichszym jak dotąd, — nie sądź abym była niewdzięczną lub ograniczoną. Rozumiem całą dobroć twą i zacność, wiem jak mam cenić twoje dla mnie uczucie. Toteż bądź pewnym, że kiedykolwiek połączę się z tobą nierozerwalnym węzłem, prędzej czy później, za tydzień lub po upływie miesięcy, potrafię pojąć obowiązki jakie względem ciebie zaciągnę. Będziesz miał ze mnie żonę wierną, uległą i umiejącą szanować twe zacne imię.
Mówiąc tak, była szczerą; znać to było w jej głosie i oczach. Alboż zresztą nie wypróbowała