Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślady systematycznych, nigdy nie przerywających się prac umysłowych; rękopismy rozrzucone na biurze świadczyły także o niezmordowanej pracy hrabiego, a głębokie błękitne oczy niemłodej wymalowanej na portrecie pani, patrzyły z pod koronkowego czepca na tę piękną komnatę z jednostajnym zawsze wyrazem mądrego spokoju, i niemego, lecz zarazem wymownego błogosławieństwa.
Hrabia wszedł jak zwykle szparkim krokiem, ze szklistem w przestrzeni utopionem spojrzeniem, z całą postacią podaną naprzód. W obu dłoniach niósł sporą więź bujnych polnych kwiatów i ziół woniejących, a wysokie, niepospolicie wyrzeźbione jego czoło powleczone było lekkim odcieniem ogorzelizny, zdradzającej częste i długie przebywanie pod promieniami ciepłego wiosennego słońca, i podmuchami wiatrów wiejących na szerokich rozłogach. Hrabia herboryzował przez dzień cały; z zamiłowaniem i wprawą biegłego botanika, zrywał i w systematyczny ład układał napotkane po drodze rośliny; z lubością i zachwyceniem poety podglądał misterne loty owadów, i podsłuchiwał tajemnicze szelesty gałęzi leśnych, uginających się pod skrzydłami ptasząt, uściełających gniazda w gęstwinach lasów. Wracał do willi swej zmęczony fizycznie, lecz moralnie pochwycony w to niebo wybranych, w jakiem przebywać dano tym, którzy