Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/442

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spokojność, taka cichutka spokojność, śród której tańce nie bawią, a łzy nie bolą...
Tymczasem dwie łzy spływały po gorejących policzkach rozmarzonej dziewczyny; oczy jej ożywione zapałem, na przemian szkliły się i promieniły. Monilka objęła ją ramionami.
— Znajdzie się, znajdzie z pewnością ktoś taki, kto cię bardzo kochać będzie.... może się już i znalazł....
Piękna obejrzała się za siebie, jakby się obawiała aby kto nie podsłuchał ich rozmowy. — Moja droga — szepnęła, — czy p. Kazimierz bardzo cię kocha? czy jesteś bardzo szczęśliwą?...
Na to pytanie śliczny uśmiech oblał całą twarz Monilki; złote iskry zapaliły się w szafirowych jej źrenicach.
— Wiesz? — odpowiedziała z powagą, — od czasu gdyśmy sobie podali ręce jako narzeczeni, znalazłam tę cichutką spokojność o jakiej mówiłaś; tańce już mię nie bawią, a czuję, że gdybym i zapłakała kiedy, jeśliby on był przy mnie, łzy nie sprawiałyby mi bolu..... Jaki on dobry!
— A pan Sylwester?
— O, i ten także bardzo jest dobry!
Piękna ścisnęła dłoń przyjaciołki.
— Monilciu! — szepnęła, — my także powinnyśmy być bardzo dobremi! Co do mnie, postanowiłam sobie, że nigdy już odtąd nie będę całych ranków tra-