Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła się dziwnie, i przecząco wstrząsnęła głową: — „O nie! zawołała w duchu, mama nie jest takim aniołem; ona serca ojca nie wzięła nigdy w poświęcone dłonie, i nie niosła nad bagniskami troskliwie i czule... ona nigdy nie całowała w czoło swych dzieci... Dla czego to tak? dla czego?“ Westchnęła, smutną twarz pochyliła nizko, a po chwili na ciemnej jej rzęsie zamigotała w promyku lampy drobna kropelka.
Powiadają ludzie, że łzy rodziców przekleństwem spadają na głowy złych dzieci; kędyż spływają łzy dzieci, ronione z winy złych rodziców? Dla czego pisząc i prawiąc tyle o łzach rodziców moraliści i kaznodzieje, nie pisali i nieprawili nic o łzach dzieci? Jak pierwsze tak drugie są straszną skargą, zaniesioną na kłam zadany najświętszym uczuciom człowieczym; jak pierwsze tak drugie świadczą o istnieniu na ziemi jakiejś ciemnej, nizkiej duszy, bezwzględnie na to, czy jest ona niewdzięczną duszą dziecka, czy zimną, nieczułą, samolubną duszą matki czy ojca.
Łza Pięknej stadła na białą kartkę, a oczy jej omglone żarem, czytały wyrazy: „Miłość kobiety — to z twą siostrą młodą wspólne marzenia i długie rozmowy.“ — „Nie! myślała młoda dziewczyna, jam nigdy z braćmi moimi nie snuła wspólnych marzeń, ani długich rozmów! Dla czego to tak? — może dla tego, że matka nasza nie niosła serca ojca