Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z tem pytaniem: — „Ach, myślała Piękna, taka kobieta powinna być chyba bardzo dobrą, troskliwą cierpliwą; nie powinna nigdy trawić dwóch godzin przed zwierciadłem na układaniu włosów swych i przypinaniu kokard do sukni — bo kiedyżby miała czas do czuwania nad powierzonem jej sercem ludzkiem? nie powinna też nigdy ściskać pięści ze złością, ani tupća nogami, ani krzyczeć z gniewu w niebogłosy — bo serce utulone w jej dłoniach przelękłoby się i uleciało od niej prędko, prędko!“ — Tu Piękna uczyniła zwrot do samej siebie. — „Mój Boże! pomyślała, a ja całe ranki przesiaduję przed lustrem, a gdy się rozgniewam, jak dziś naprzykład, to ściskam pięści, tupię nogami i krzyczę w niebogłosy. Nie, ja nie mogą wcale być porównaną do białego anioła z białemi skrzydłami. Ale to źle, bardzo źle; bo jeśliby... no jeśliby naprzykład przyszło mi tak nieść nad bagniskami i przepaściami serce pana Sylwestra...” spłonęła szkarłatnym rumieńcem, i z wielkim pośpiechem zaczęła czytać dalej.
„I jam się pytał gdzie anioły takie? a przy mnie wtedy matka moja stała, włos rozgarniała, czoło całowała.“ Przerwała znowu czytanie myślą: „A więc są na świecie matki, które dzieciom swoim włos rozgarniają i czoło całują; dla czego matka nasza nigdy nie czyniła tego? Chyba ona nie jest takim białym, dobrym aniołem?“ — Na myśl tę uśmiechnę-