Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zobowiążesz mię wielce kochany Ryczu, jeśli szanując wrodzoną mą uczuciowość, nie będziesz mię więcej rozrzewniał wspomnieniem o moim synu. Wiem już o wszystkiem co zrobił, a wszelkie powtarzania nudzą mię zwykle. Oto powiedz lepiej, po co przyszedłeś dziś do mnie, niby rozkochany trubadur pod okno kochanki?
Rycz poruszył się niecierpliwie; sposób wyrażania się Suszyca gniewał go, i imponował mu zarazem.
— Przyszedłem zapytać się raz jeszcze o tamtego człowieka... który tam... wiesz? — Tu uczynił gest naśladujący liczenie pieniędzy.
— Jakąż wiadomością o tamtym człowieku służyć ci mogę?
— Czy już wyjechał z N.
— Przed kilku dniami.
— Czy tylko nie napotka trudności? czy wygląda na hrabiego?
— Wygląda on na hrabiego tak zupełnie jak ty i ja wyglądamy na łotrów.
Rycz milczał chwilę, i wydawał się głęboko zamyślonym. — Niech mię djabli wezmą, — zawołał nagle — jeśli wiem jakim sposobem mogłeś widywać się z nim tak, żem ja go nigdy i nigdzie zdybać nie mógł! Kot niema bystrzejszych oczów nademnie, a jednak...
— Podróżowaliśmy do siebie balonem, a rozmawialiśmy ze sobą okryci tumanem chmur i obło-