Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Suszyc milczał, oczy jego wlepione były w ziemię, twarz martwa i nieruchoma. Niepodobnaby odgadnąć czy słyszał słowa syna, ani jakie uczyniły one na nim wrażenie.
— Ojcze — mówił dalej Rodryg, wyżej podnosząc głowę i prostując się nieco — upokorzenia jakich doświadczaliśmy nieustannie, skończą się wkrótce. „Ci panowie“ nie będą już przysyłali po ciebie swoich lokajów. Za parę miesięcy nikt nie będzie miał prawa powiedzieć o mnie: „to syn pokątnego doradcy!“
Suszyc milczał ciągle; na chude, blade jego policzki wystąpiło parę plam czerwonawych, lecz wnet zniknęły. Po chwili nie podnosząc na syna oczu utkwionych w ziemię, rzekł:
— Wiedziałem że jesteś chciwy i obłudny, nie wiedziałem że jesteś bezczelny...
Rodryg zaśmiał się z cicha.
— A ty ojcze? — zapytał tonem nieopisanego szyderstwa.
Spuszczone powieki Suszyca drgnęły, ale twarz jego pozostała przez chwilę nieruchomą. — Ja? — wymówił przytłumionym głosem; ja jestem głupim,... mnie trudno w tej chwili podnieść oczu... nawet na ciebie...
— Daj pokój ojcze! — wymówił Rodryg zawsze z tym samym uśmiechem nieopisanego szyderstwa