Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zadowolonym ze swego losu, że gdyby tylko ktokolwiek zażądał tego, byłby nawet z lekkiem sercem odstąpił praw swych do dóbr i tytułów książąt Rorenstaubów. Nikt jednak nie zażądał tego, a p. Walery podwójnie szczęśliwy, mógł po kilku dniach powiedzieć staremu kałamarzowi: Czy wiesz? Monika mię kocha! — Byłato pierwsza na świecie osoba, która go kochała. Kałamarz patrząc wtedy na niego swem czarnem, wyszczerbionem okiem, zdawał się odpowiadać: „winszuję!” Kancelista i kałamarz uśmiechali się wzajem do siebie. Pan Walery przypomniał sobie jeszcze jak pewnego dnia, wszedłszy do biura więcej niż kiedy wyprostowany i uroczysty, usiadł naprzeciw starego kałamarza, a zacierając kościste ręce, powierzył mu w myśli wielką nowinę: czy wiesz, stary kolego, dziś o godzinie 5 z rana urodziła mi się córka! W chwili gdy się rodziła, śpiewał ptak rajski z różowemi piórami na starej spróchniałej gruszy, która stoi w kącie dziedzińca. Nie wiem doprawdy zkąd on tam wziął się, ale to pewno, miał różowe pióra i śpiewał. Wtedy kałamarz zdawał się śmiać do rozpuku z uszczęśliwionego ojca, i mówić: „Twój ptak rajski był to wróbel ze skrzydłami pofarbowanemi różowem światłem wschodzącego słońca; dobrzeby jednak było, aby córka twoja szczęśliwą była przez całe życie i wesołą, jak ptaszek różowy.” Pan Walery doskonale rozumiał mowę starego kałamarza. Pod-