Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

moją nieboszczkę Monikę, a ona rozgospodarzywszy się objęła mię za szyję i powiedziała: „będzie nam tu dobrze poczciwy mój mężu!”; od owego dnia, który dawno, strasznie dawno przeminął, jestto najszczęśliwsza chwila w mojem życiu. Ty Monilko nie będziesz już nigdy sama jedna na świecie, a ty Kazimierzu będziesz miał z niej dobrą żonę, taką jaką dla mnie była jej matka. Być może, iż prześladowania ścigające dostojną naszą rodzinę skończą się, a córka moja odzyska... Tu urwał nagle, jakby sam usiłował w tej chwili odegnać od siebie napastujące go rojenia. — Pracujcie dzieci moje tak jak ja pracowałem — dokończył. — Kochajcie się zawsze i.... bądźcie szczęśliwi!
Kazimierz owładnięty wzruszeniem przykląkł obok Monilki. Obie ich głowy piękne, młode i pełne nadziei, pochyliły się przed tym upośledzonym, spracowanym, przedwczesnym starcem; dłonie ich połączone oplatały go wieńcem czułych i przywiązanych ramiom, a on obejmował ich twarze wzrokiem tak jasnym, gorącym i przytomnym, jakby Rorenstaubowie, Habsburgowie, alabastrowe łoża i złote kołyski nigdy nie postały były w jego biednej, skrzywdzonej przez naturę głowie. Do tej gruppy przyłączył się jeszcze po chwili popielaty Burek, który wskoczywszy na stół przechadzał się wkoło lampy z tryumfalnie podniesionym i kołyszącym się ogonem, pomrukując zcicha i od czasu