Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na i giętka, miewała nikiedy ruchy młodej koteczki igrającej z myszką; niekiedy zaś wyglądała jak biała gazelka, w tęsknej zadumie poglądająca na świat przez otwór klatki w jakiej ją zamknięto. Swawola i zaduma, wesołość i czułość, błyskawicami obejmowały twarz jej i postać; a ze wszystkiem było jej bardzo ładnie, i w jakiejkolwiek ukazała ci się postaci, popatrzywszy na nią musiałbyś przyznać, że tytuł księżnicki nie jest dla niej tak niestosownym, jak się to wydawało zrazu, i że mitra książęca ze złota wyrzeźbiona i brylantami nasadzona, prześlicznieby wyglądała nad białem, podłużnem czołem dziewczęcia, pomiędzy bujną kędzierzawą gęstwiną lśniących, kasztanowatych jej włosów.
Jakim sposobem ta śliczna istota urodziła się z brzydkiej matki i niedołężnego ojca, jakim sposobem rozkwitła tak i rozpromieniła się w tem ciasnem mieszkanku, w jakiem wyhodowała się i wzrosła? Byłto zapewne jeden z dobroczynnych kaprysów natury, która gdy czuje się w szczęśliwej werwie tworzenia, umie ze szczelin skał nagich wywoływać wspaniałe róże, a kamieniste posępne groty uściełać kobiercami mchów zielonych, i oświetlać lampami kryształowych stalaktytów. Bądź co bądź, Monilka oprócz powierzchownych wdzięków które ją stroiły, i w ciasnem, biednem mieszkanku ojcowskiem, czyniły podobną do stalaktytu błysz-