Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powagi podnosił głowę, i prostując się sztywnie udzielał żądaną odpowiedź. Należy bowiem wiedzieć, że pan Walery pomimo swego trzydziestoletniego siedzenia na jednem miejscu, swej gąbkowatej i grzybowatej twarzy, i swego mocno wytartego a bardziej jeszcze staroświeckiego tużurka, nosił się zazwyczaj sztywnie, i stąpał z powagą, a przemawiał z uroczystością. Sztywność ta, powaga i uroczystość stanowiły konieczną sprzeczność z innemi cechami jego osoby, i całą tą dolą wielce upośledzoną, jaka mu się dostała w udziale. Śmiano się też z niego powszechnie ale pocichu. W poczciwych obudzał on pewien rodzaj poważania przynależnego antykom; lekkomyślni, którzyby radzi zamienili go w przedmiot żartów, nie wiedzieli jak się wziąć do tego, bo pan Walery każdy wymierzony przeciwko sobie docinek lub syderski żarcik brał zupełnie na serjo, i odpowiadał nań w taki sposób, jakby przyjmował hołd należny sobie.
Tak naprzykład, jeden z młodych urzędników odezwał się doń raz na głos i przy wielu osobach:
— Panie Walery, racz też powiedzieć, czy to prawda, że jesteś kuzynem Habsburgów? — Najświętsza prawda, odpowiedział zagadniony nie podnosząc głowy, i nie przestając kreślić po papierze najokrąglejsze i najregularniejsze o, jakie kiedykolwiek widziano pod słońcem. Młodzi zachichotali głośno, ale pan