Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten wywikłała właśnie z ojcowskiego uśmiechu, który ją mroził i onieśmielał? Czy młoda dziewczyna ta miewała błysk pojęcia ukazujący jej całą nędzę moralną, w jakiej pogrążoną była jej rodzina? Czy na dnie duszy jej kiełkowały jakieś uczucia niewyraźne i nieznane jej samej, ale nie pozwalające jej dostroić się w zupełności do tego co ją otaczało? Była ona może kwiatem podobnym do tego, który bladą i nieśmiałą główkę wychyla z pod warstwy śniegowej, albo szlachetnym djamentem zakopanym w pyle, i nieruchomo oczekującym aż przedrze się doń promień słońca i strugę blasku wleje mu w łono.
Gdyby jednak Piękna z przyśpieszonym biciem serca słuchająca muzyki fletu, mogła była widzieć wtedy swego ojca, ujrzałaby twarz jego taką jaką nigdy nie widziała. Suszyc grał ciągle, a grając myślał o całej swej przeszłości — przeszłości widnej z razu jak dzień, a potem ciemniejącej wciąż, ciemniejącej i zapadającej w noc coraz głębszą.
Kiedy był młodym chłopcem, lubił bardzo muzykę. Syn ubogich rodziców, zaledwie ukończył nauki szkolne, oddał się ciężkiej biurowej pracy. Miał wtedy lat dziewiętnaście. Całe dnie przesiadywał w wilgotnym, ponurym pokoju, schylony nad stołem, z piórem w ręku. Ale przychodziły niedziele, a wtedy od samego rana schodzili się doń koledzy, każdy z innym instrumentem muzycznym,