Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc cóż? — pierwszy zagadnął Rycz, — kiedy zaczniemy robotę?
— Nie wiem — po chwili milczenia odpowiedział Suszyc.
— Bo u mnie — mówił pierwszy, — wszystko może być gotowe jutro, pojutrze, kiedybądź! Mój hrabia będzie mówił kazanie, albo zaczyta się w swym rękopiśmie, a ja mu z szuflady pasport....
Wiatr chłodny, przeszywający, przeleciał ulicą i jęknął przeciągle, uderzając w załom muru. Suszyc zadrżał jak w febrze.
— No cóż — powtórzył Rycz, — kiedy zaczniemy robotę?
— Niewiem — krótko i cicho odpowiedział jego towarzysz.
Rycz zaszamotał się w ciemności.
— Wiesz co — szepnął gwałtownie, — żeby nie twoja ręka, która mię obchodzi, tobym cię dziś chyba.... Podobna okoliczność może drugi raz się nie powtórzyć. Powinieneś mi dziękować żem się nią podzielił z tobą, a nie z kim innym.
— Dobrodziejstwa twoje umiem cenić — zaczął Suszyc, — wszakże to już od roku płacisz mojej ręce grosz za to, że ona daje ci możność brać od hrabiego rubla.
— Rubel czy grosz — mruknął gniewnie Rycz, — dosyć że jato daję ci zarobek.