Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego przebaczałem ci zawsze ilekroć mię porzucałeś, i przyjmowałem na nowo gdyś powracał. Nie myśl jednak abym był ślepym, i nie widział jak ci jeszcze daleko do zupełnej poprawy i odmiany. Twarz twoja nosi ślady nocy bezsennych, głos twój ochrypły od trunku, słowa twoje szorstkie, a oczy zbyt często kryją się pod powieki... Ja wszakże nie tracę nadziei...
— Panie hrabio! — ozwał się Rycz cofając się ku drzwiom, lepiejbyś pan uczynił, gdybyś otwarcie powiedzial, że osoba moja wzbudza w panu wstręt i pogardę...
— Uchowaj Boże, mój Sebastjanie, — zawołał hrabia; — wstręt, pogarda, są to uczucia ujemne, których przezwyciężać nawet w sobie niepotrzebowałem, bom nie znał ich nigdy. Nie sama tylko religja chrześcjańska potępia wstręt do ludzi i pogardzanie nimi, ale i wszystkie filozofje zgadzają się z nią w tym względzie. Wprawdzie starożytni stoicy wpajali w siebie pogardę, ale ku czemu? oto ku zmienności losu i pożądliwościom ciała...
Gdy hrabia to mówił, Rycz coraz bardziej cofał się ku drzwiom; przy progu zatrzymał się, i popatrzył jeszcze na swego pryncypała, zarazem ostrożnie i drwiąco. Ale hrabia nie widział już w tej chwili nic i nikogo. Nieprzeparty prąd myśli nadbiegł nań, i porwał go z sobą.