Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabia wydobył z pugilaresu asygnatę, i podał ją Ryczowi.
— Dziękuję panu hrabiemu, rzekł tenże, — ale to niezmiernie mało...
Hrabia zmieszał się i zaniepokoił bardzo.
— Ależ mój Sebastjanie! — zawołał, — nie możesz przecie posądzać mię o skąpstwo i brak dobrej dla ciebie woli. Tylko widzisz ja się lękam...
— Pan hrabia mówiłeś mi sam nieraz, że najstraszniejszą dla człowieka jest nędza...
— Tak! tak! nędza jest pokusą...
— Co do mnie, mówił Rycz, — mam temperament prędki i zapalczywy. Przyciśnięty niedostatkiem wpadam w rozpacz, i wtedy gotów jestem na wszystko.
— A niechże cię Bóg broni, i od rozpaczy i od gotowości do złego! — zawołał hraba, i druga asygnata przeszła z rąk jego do ręki Rycza. — Posłuchaj mię, mój Ryczu, — zaczął hrabia powstając i patrząc na twarz człowieka, z którym rozmawiał, błagalnym prawie wzrokiem; — mam nadzieję, jestem nawet pewnym, że miłość prawdziwa obudza zawsze miłość, że łagodnemi środkami wpłynąć można zbawiennie na człowieka najbardziej nawet zatwardziałego, w złych nałogach. Dla tegoto Rycz, zatrzymałem cię przy sobie gdyś przyszedł do mnie zgłodniały, odarty, i pożerany okropną chorobą; dla