Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko coś pan powiedział — rzekł po chwili milczenia, — po części jest słusznem, ale tylko po części. Jestem młodym, to prawda; jestem wolnym i żadnemi ciężkiemi obowiązkami nieobarczonym, i to także prawda; ale na tej drodze zaszczytów i godności o jakiej pan wspomniałeś, nie opieram się wcale pewną i niewzruszoną stopą...
— Panie! — przerwał Suszyc, — gdybym raz na zawsze nie wyprzysiągł się wykrzykników, byłaby to właśnie chwila sposobna do wydania jednego z nich, a bardzo głośnego i zdziwionego. Jesteś pan przecie ober-sekretarzem senatu, a w pańskim wieku taki urząd...
— W moim wieku posiadanie takiego urzędu, jest w istocie rzeczą niepospolitą i zaszczytną, ale to dla mnie bynajmniej nie wystarcza — sucho odparł Dembieliński.
— Niemniej jednak — rzekł Suszyc, — nie przestaję obstawać przy uprzednio wyrażonem mojem zdaniu, że pozycja pana nie jest bynajmniej kłopotliwą. To miejsce na jakiem obecnie pan zostajesz, lekceważone jak widzę przez pana, we mnie obudza apetyt podobny do tego, jakiego doświadczał lis na widok zbyt wysoko zawieszonych winogron.
Brwi Dembielińskiego zsunęły się.
— Dla mnie — odparł, — miejsce to jest tak niz-