Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

papierosa odpowiedział ojciec. Zresztą — dodał, — niema co o tem mówić. Czasy w których ci panowie przybywali do mnie, minęły bezpowrotnie. Dla czego minęły? To tajemnica, której klucz znajdziesz, jeśli dobrze rozejrzysz się w koło siebie. Co do mnie wiem tylko o tem, że gdy góra nie chce przyjść do Mahometa, Mahomet iść musi do góry.
Wymówiwszy te słowa bez najmniejszego odcienia jakiegokolwiekbądź ujemnego lub dodatniego uczucia w głosie lub w wyrazie twarzy, Suszyc podążył ku drzwiom. Dotknąwszy już klamki odwrócił głowę, i spojrzał raz jeszcze na najmłodszą córkę. Możnaby rzec, iż twarz jej zmięszana przed chwilą i zasmucona, uwięzła mu w pamięci, i oglądał się za nią jak za czemś, co na mgnienie oka roznieciło bladą iskierkę w zagasłych jego źrenicach. Ale Piękna wcale inaczej wyglądała już w tej chwili. Stała ona przy oknie, i razem z Dowcipną przetrząsała różowy stos obrąbionych przed obiadem falbanek.
— Ach! — mówiła, — gdybym jeszcze do tej sukni mogła mieć białą pelerynkę oszytą rulonem z atłasu! Słuchaj Dowcipna! jakeś ty się dziś pięknie uczesała! Naucz mię tak czesać się, a ja ci zato zrobię kokardki do bucików!....
Suszyc odwrócił oczy od twarzy córki, której przed chwilą szukało jego spojrzenie, i wszedł do