Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rozumna ma słuszność, — ozwała się matka rodziny prostując się z nad stołu, nad którym była pochyloną. Oczy jej, które zapalały się złotawo przy liczeniu pieniędzy, zagasły i pociskami zimnego szronu orzuciły twarz męża. Suszyc milczał i uśmiechał się; oczy jego zwolna przeniosły się z twarzy najstarszej córki na twarz najmłodszej.
— Rozumna, rzekł, — ma niezawodną słuszność z punktu widzenia, który jest twoim, najmilsza Honorato. Przecież sama ukształciłaś umysły twoich córek; wychowałaś je bez niczyjego współudziału.
Gdy wymawiał ostatnie wyrazy, drobna iskierka zamigotała znowu w zgasłej jego źrenicy — i uśmiech zsunął się z ust na mgnienie oka.
— Wychowałam moje córki tak, jak sama byłam wychowaną, — odparła pani Honorata chowając pieniądze do kieszeni. — Matka moja, mówiła dalej poprawiając guziki pancerza, — byłato kobieta obarczona rodziną; ja także przez całe życie jestem obarczona rodziną...
— Ach mamo, mamo! — zawołała ze śmiechem Dowcipna, — ja za nic na świecie nie chcę być obarczona rodziną... to okropne!
— Prawdopodobnie nie będziesz nią, bo wcale za mąż niepójdziesz, — zawyrokowała Rozumna, która pomimo przyjemnego towarzystwa Adrjanny Cardoville i ks. Dżalmy w jakiem zostawała, nie spuszczała z uwagi toczącej się w koło niej rozmowy.