Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

włosy. Szedł zwolna, a szeroko kroczył w celu ominięcia lub przestąpienia licznych odnóg czarnego Styksu, dosięgających obu krańców szerokości ulicy. Idąc, patrzył zarazem w okno, przez które patrzyła Piękna, co mu utrudniało znacznie ewolucje dokonywane nogami. Dowcipna zaśmiała się.
— Czy wiesz Piękna? — rzekła, — że ten twój pan Sylwester bardzo podobny do bociana albo żórawia.
Najmłodsza z sióstr zrumieniła się do szkarłatu.
— Proszę cię! — zawołała, — o, proszę cię bardzo.... Nie dokończyła, spuściła nagle oczy, odbiegła od okna, i z wielkim pośpiechem poczęła ustawiać na stole talerze.
W kwadrans potem stół był nakryty; Dowcipna siedziała już przy nim, i rozkrawała swoją porcję chleba na drobne kęski z takim samym uśmiechem, z jakim przed kwadransem wystrzygała zasłonę na lampę. Dziewczyna ta miała widoczne zamiłowanie w obracaniu ostremi narzędziami; odpowiadały one może naturą swoją pewnym stronom jej charakteru. Nóż połyskiwał w jej ręku jak przedtem nożyczki, a mniej zdawał się wyostrzonym od uśmiechu, z jakim bystre i błyszczące spojrzenia rzucała ona na znajdujące się w pokoju osoby.
Osobami temi były: najstarsza z trzech siostr, która nie poruszyła się dotąd ze swego miejsca,