Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ruchomie poddają się pracującej około nich ręce ludzkiej; ale pasma włosów niepodległe z natury swej, chytre, buntownicze, a ślizkie i rozwiewne, umykają z pod kierowniczych palców, rozpryskują się, rozsypują, tu podnoszą się, tam opadają, tu lgną do siebie tak, że rozdzielić je bardzo trudno, tam znowu okazują niepodobny prawie do zwalczenia wstręt ku wszelkiemu spojeniu się i połączeniu; nastrzępiają się tu, kędy powinny spoczywać gładko, błyszczą gładką powierzchnią tam, kędy potrzebne jest nastrzępienie. A tak swawoląc, brojąc, wywijając się od wszelkich więzów, i do dna wyczerpując wszelką cierpliwość człowieka, zdają się jeszcze zeń naigrawać figlarnemi esikami kędziorów, lub przekornemi rożkami wyrastającemi nie wiedzieć zkąd, wtedy właśnie, gdy strudzone długą walką, czoło wytrwałej niewiasty, już, już, podnieść się miało z błogiem przeświadczeniem o dokonanem dziele. Z materjałem więc tym, chytrym jak wąż, a nieposłusznym jak niegrzeczne dziecię, dzielna niewiasta obchodzi się zręcznie jak z wężem, cierpliwie jak z dziecięciem; pochwytuje znienacka umykające jego cząstki, zwija je na palcach, ściska w podwójnych kleszczach szpilek, krępuje więzami tasiemki, tu rozdzieli grzebieniem, tam zespoli szczotką, owdzie nastrzępi w sposób nieodwołalny, gdzieindziej wygładzi z mocą nieodpartą; zbiegów chwyta po drodze i przyprowadza do wła-