Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I oburzyli-byśmy przeciw sobie wszystkich, którzy w Rzymie przepadają za sztuką malarską... — dodał Karus.
— Za obrazę, jemu zrządzoną, kobiety rzymskie podniosły-by bunt, jak wtedy, kiedy im Katon złote naramienniki nosić zabronił — owijając się w jedwabną suknią z szerokiemi rękawami, i miękko układając się na sofie, dokończył biały, ładny, leniwy Stella.
W domu pretora Artemidor długo rozmawiał z Fanią, któréj opowiedział krzywdę, wyrządzoną wczoraj Mirtali przez garderobianę jéj, Egipcyankę Chromią. W godzinę potém, Chromia, zagrożona strąceniem jéj na niższy szczebel domowéj posługi, podniosła wielki krzyk żalu i złorzeczeń, na który jednak nikt nie zważał, bo ważniejsze stokroć sprawy zajmowały rodzinę pretora. W dniu poprzedzającym, Helwidyusz, na uczcie w Pallatium, przy stole Cezara przemówił się ostro z ministrem skarbu, Klaudyuszem Etruskiem, starym Syryjczykiem i wyzwoleńcem, który przebiegłym rozumem i wschodnią służalczością dosięgnął najwyższych zaszczytów dworskich, a płaski, giętki, korny, służył już siódmemu z rzędu Cezarowi. Pomiędzy dworakiem tym a ojcem jeszcze Helwidyusza, starym i nieugiętym republikaninem, istniała głucha nieprzyjaźń, która, raz wybuchnąwszy, skończyła się upadkiem i zgubą drugiego.
Do matki i żony Pretor z pokorą prawie mówił:
— Przebaczcie mi, że mącę wciąż spokojność waszę. Powinienem był milczéć, gdy podły Syryjczyk, schlebiając Wespazyanowéj namiętności, układał niemiłosierne i niesprawiedliwe plany nowych podatków. Wszak wiadomo, że stanie się tak, jako lis ten doradza, ale porywczy jestem i rozdrażniony. Nad głową moją czuję miecz Damoklesa. Jest nim sprawa Karusa i Argentaryi. A ten, kto pewnym nie jest, czy jutro jego białém lub czarném będzie, gołębiem być nie może.
Teraz znowu słowa Kai Marcyi, wybornie zazwyczaj o wszystkiém zawiadomionéj, potwierdziły obawy te, których pełnemi były dziś oczy Fanii, gdy na wzburzoną twarz męża swego patrzała. Artemidor, który po spożyciu w domu swym lekkiego prandium, rzekł do Heliasa, aby szedł za nim, i szybko, wesoło, znowu dążył ku Transtiberim, stanął u łuku Germanicusa i schmurzoném okiem wodził po przyozdabiających go rzeźbach. Rzeźby te przedstawiały bitwy i zwycięztwa, odniesione przez jednego z najczystszych i najszlachetniejszych bohaterów przeszłości rzymskiéj. Czystości téj i szlachetności, sławy rozgłośnéj i wielkiéj w narodzie wziętości zazdrościł mu Tyberyusz, mądry ten, lecz okrutny władzca, który tysiącami krwawych ofiar utrwalił dzieło poprzednika swego, Augusta. Czy Germanicus, wcześnie umierając, padł ofiarą zawiści i podejrzeń jego? Czy istotnie trucizna przecięła mu w połowie piękną nić życia? Tak o tém, gdy Artemidor małém chłopięciem był, mówiła mu matka ze zgrozą w oku; w to wierzył on i teraz, patrząc na rzeźby, bogato okrywające wspaniałe i wdzięczne zagięcia łuku,