Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

małéj izby, i widać było, że wspomnienia dzieciństwa i piérwszéj młodości strugami biły do pamięci jego, że w sercu jego dwie przeszłości, całkiem do siebie niepodobne, walczyły z sobą, dobijając się o piérwszeństwo. Menochim milczał także i wpatrywał się w przybranego syna z czułością i niepokojem. Mirtala podała im misę z wodą, którą omyli sobie ręce, a potém misy z potrawami i dzbany, z których do glinianych kubków nalewano wino. Jonatan przestał przypatrywać się izbie i zaczął ścigać wzrokiem każde jéj poruszenie. Teraz, gdy ochłonęła nieco ze wzruszeń, wieczoru tego doznanych, a gorliwie i cicho krzątała się około stołu, ktoś, znający ją przedtém, dostrzedz mógł-by zaszłe w niéj zmiany, subtelne, lecz nadające jéj pozór, dziwnie z otoczeniem jéj niezgodny. Niedawno jeszcze, każdy poznał-by w niéj od razu Izraelitkę, mieszkankę żydowskiéj na Transtiberim dzielnicy; teraz, w ruchach jéj, postawie i nawet w wyrazie twarzy było coś, od czego wiał inny świat jakiś, coś, niby echo dalekiéj jakiejś muzyki. Ogniste kędziory jéj, splątane dawniéj w gąszcz nierozwikłany i ciężkim wieńcem otaczające jéj głowę, teraz spływały na szyję jéj i plecy w jedwabistych, spokojnie falujących zwojach. Spłowiała suknia jéj układała się w fałdy nieruchome, w malownicze węzły splatał się jéj u stanu pas, wyszyty w jaskrawe palmy; a gdy prosta i lekka, cichą stopą przebywając izbę, w podniesionéj ręce niosła dzban z czerwonéj gliny, dziwnie podobną była do tych postaci greckich i rzymskich dziewic, które, z marmuru ukute, zaludniały place i portyki Rzymu. Jak we wnętrzu posągów, spokojnych i białych, zdaje się gorzéć ukryty, a źródłem czaru ich będący, ogień namiętności, tak po bladawéj, milczącéj jéj twarzy, grały i migotały błyskawice blizkiéj burzy uczuć. I jak oczy posągów zdają się nieruchomo tkwić w nieskończoności, tak jéj źrenice, głębokie i zadumane, po-przez wszystko, co ją otaczało, patrzały kędyś daleko...
Jonatan jadł mało. Długa nędza odzwyczaiła go od obfitego używania pokarmów. Lecz, niosąc do ust czerwony kubek z winem, zatrzymywał go przy bladych wargach i, wzrokiem płonącym wśród ciemnych kół, otaczających powieki, nieustannie ścigał Mirtalę. Gdy po ukończeniu wieczerzy otworzyła ona wązkie, niewidzialne prawie drzwiczki, i zniknęła na ciemnych schodkach, wiodących do izdebki, znajdującéj się na górze i mającéj być mieszkaniem Jonatana, zwrócił się on do zamyślonego Menochima.
— W dzieweczce — rzekł — czuję coś obcego... Rzym wieje od niéj.
Menochim odpowiedział:
— Dobrą jest, uległą i pracowitą. Nigdy przez nią nie zapłakało oko moje. Sara uważa ją za piérwszą swoję robotnicę. Będzie ci ona żoną wierną, niewiastą, która buduje dom męża...
Po chwili milczenia, wstając, Jonatan rzekł:
— Powiédz jéj, ojcze, aby nie odchodziła ztąd nigdzie. Moją jest. Nie zostawię jéj tu za żadne skarby świata. Minął dzień krwi i tułaczki. Pożą-