Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Młody człowiek westchnął, ręce załamał i głowę na pierś opuścił.
— W biórze! szepnął, o Maryniu! jakże jesteś okrutną? Czyliż jestem śledziem? powiedz mi, czy naprawdę podobny jestem do śledzia?
Wymawiając te pytania, człowiek wiekuistego śmiechu podniósł głowę i patrzał na gospodynię domu tak szeroko roztwartemi oczami, z tak komicznym wyrazem żalu, obrazy i zdumienia, że Marya nie mogła wstrzymać się od głośnego prawie uśmiechu.
W krótce jednak powaga zastąpiła u niej chwilowe rozweselenie.
— Nie jesteś śledziem, wyrzekła patrząc na robotę, którą trzymała w ręku z obawy zapewne, aby nie zaśmiać się znowu, nie jesteś śledziem, ale jesteś...
— Nie jestem śledziem! zawołał młody człowiek, jakby po wielkiem przerażeniu, oddychając głęboko, dzięki Bogu, nie jestem śledziem! ponieważ zaś nim nie jestem, rzecz prosta, iż nie mogę po całych dniach dusić się w biórze, jak śledź w beczce...
— Ale jesteś człowiekiem i powinieneś raz już przecie poważniej zastanowić się nad życiem i jego zadaniami. Możnaż tak zawsze bąki tylko zbijać i za boginiami się upędzać? Zal mi doprawdy twego dobrego serca, które