Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swój repertuar muzyczny i wahała się pomiędzy kompozycyami, które darzyły ją niegdyś pochwałą nauczycielki i uściskami rodziców. Usiadła i rozmawiała jeszcze wciąż ze swą pamięcią, gdy drzwi otworzyły się z łoskotem, a od progu ozwał się głos kobiety ostry i przenikający.
— Eh bien! mame! Lan Comtesse arrive-t-elle à Varsovie? Ze słowami temi wpadła raczej niż weszła do pokoju kobieta żwawa, przystojna, ciemnej płci, średniego wzrostu, w oryginalnym płaszczyku z pąsowym kapiszonem, jaskrawo odbijającym przy głębokiej czarności włosów i śniadości cery. Czarne połyskliwe oczy przybyłej obiegły szybko pokój i spotkały się z postacią kobiety siedzącej przy fortepianie.
— Ah, vous avez du monde, madame! zawołała, continuez, continuez, je puis attendre! Mówiąc to, rzuciła się w fotel, oparła głowę o tylną poręcz, skrzyżowała nogi, przez co ukazała bardzo zgrabne stopy, obute w ładne buciki, i zakładajac ręce na piersi, ciekawy, przenikliwy wzrok utkwiła w twarzy Marty.
Na policzkach młodej wdowy wzmogły się rumieńce, nowy świadek popisowej gry jej nie ujmował przykrości jej położenia. Ale Ludwika Żmińska zwróciła ku niej głowę z tem szczególnem zajęciem i wyrazem twarzy, które zdają się mówić: