Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Samo zbliżenie się jego kompromitowało kobietę, rozmowa z nim była dla niej dekretem niesławy...
Szwejcowa miała trzy córki i kilka młodych wnuczek, a więc znała Olesia. Bywał on w jej domu, a nawet sama głosiła, że jedna z panien Szwejcowien, ta która wspólnie z matką zajmowała się krojem, z jego powodu na koszu osiadła. Jakkolwiek bowiem brzydka, ładną mając figurkę i obrotny języczek, zwróciła była na siebie kiedyś oko pana stworzeń. Cóż więc dziwnego, że w obec takich okoliczności Szwejcowa okulary swe blizko ku oczom przysunęła i twarz do szyby przykleiła, ujrzawszy pewnego poranku jedną ze swych robotnic przebywającą dziedziniec w towarzystwie niezwyciężonego Olesia. Dziewczęta w podartych sukniach, z żółtemi twarzami i spłowiałemi kokardami we włosach, zerkały też przez szyby, oczami i palcami przesyłały sobie wzajem znaki porozumienia i uśmiechały się. Spostrzegła to wszystko i córka Szwejcowej, stojąca przy okrągłym stote. Podniosła się na palce i rzuciła wzrokiem za okno. Z miejsca, na którem stała, zobaczyć mogła wąsik i bródkę Olesia... ale były to wąsik i bródka jego... uczuła się ogarniętą wrażeniem i wspomnieniem. Bardziej jeszcze wyprężyła szyję i tym razem ujrzała czarną wełnianą chustkę, pokrywającą wyraźnie głowę kobiecą.