Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— U Szwejcowej! wiem! wiem! bywam u niej! Jedna córka, ta, co kraje — straszydło, ale druga, mężatka młodziusia za mężem piwowarem, i wnuczka po synie, panna Eleonora, wcale niczego... Tam to więc przebywa moja bogini! O, jutro... jutro... biegnę, pędzę, lecę.
Pochwycił kapelusz i stał już na progu.
— Do widzenia! zawołał.
Z za proga wrócił jeszcze.
— Pani Karolcia idzie dziś do teatru. A co dają? Kobieta stała przy drzwiach swej sypialni ze świecą, zapaloną w ręku.
— Flik i Flok, rzekła.
— Flik i Flok! zawołał człowiek wiekuistego śmiechu, muszę być i zobaczyć Laurę w tańcu egipskim! Ale czy to nie późno! mam jeszcze zajść do Bolka! Do widzenia! do widzenia! biegnę, pędzę, lecę!




Wszystkie wielkie miasta w ogólności posiadają, Warszawa zaś w szczególności posiada w swem łonie pewną liczbę mężczyzn różnego wieku, cieszących się doskonale ustaloną i szeroko głośną reputacyą zjadaczy serc kobiecych i niszczycieli czci niewieściej. Ludzie ci, odkąd tylko matka natura zwierzchnią ich wargę osypie pierwszym puszkiem wąsika, aż do chwili, a czasem i poza chwilę, w której