Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sen przeszłości były dla nieszczęśliwej kobiety bolesne wspomnienia i to blade, wątłe dziecię, które teraz otworzywszy oczy ze snu chwilowego, zarzuciło jej rączęta na szyję i drobne usteczka przyciskając do jej twarzy szepnęło: Mamo! daj mi jeść! Teraz jeszcze prośba ta nie miała w sobie nic takiego, coby obudzić mogło obawę lub smutek w sercu matki.
Wdowa sięgnęła do kieszeni i wydobyła pugilares zawierający kilka asygnat — cały majątek jej i córki.
Zarzuciła chustkę na ramiona, i powiedziawszy dziecku, aby na powrót jej spokojnie czekało, wyszła z izby.
W połowie wschodów spotkała stróża, który wiązkę drzewa niósł do jednego z mieszkań, znajdujących się na pierwszem piętrze.
— Kochany panie, rzekła wdowa uprzejmie i nieco nieśmiało, czy nie mógłbyś pan mi przynieść z jakiego blizkiego sklepiku mleka i bułek dla dziecka?
Stróż nie zatrzymując się, słów tych wysłuchał, poczem odwrócił głowę i odparł z zaledwie tajoną niechęcią:
— A kto tam ma czas chodzić po mleko i po bułki... Ja tu nie dlatego jestem, abym lokatorom jedzenie przynosił.
Wymawiając ostatnie słowa zniknął za załomem muru. Wdowa zstąpiła niżej.