Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niekiedy także Szwejcowa lub jej córka opuszczały pracownię wychodząc z niej drzwiami prowadzącemi w głąb budowy. Przez drzwi otwierane dolatywały wówczas do uszu robotnic dźwięki wybornego fortepianu, na którym to grano biegle i umiejętnie, to uczono się grać. Widać także było przez też drzwi rząd pokojów ostawionych zbytkownymi sprzętami; błyszczały tam woskowane posadzki i szerokie źwierciadła, pąsowe adamaszki okrywające sprzęty raziły zmęczone oczy robotnic. Toteż jedne z nich uśmiechały się smutnie, inne patrzały przez siebie ponuro, inne jeszcze mrugały oczami złośliwie. Boleść, zazdrość, żółć nurtowały wtedy dwadzieścia piersi kobiecych. O godzinie 3-ciej zapalono u sufitu wielkie lampy i robotnice pracowały przy sztucznem świetle, dopóki na ściennym zegarze w mieszkaniu Szwejcowej nie wybiła 9-ta.
Gdy Marta przepędziwszy w miejscu tem dzień cały wracała do domu, zaledwie mogła utrzymać się na nogach.
Nic ją przecież nie zmęczyło, nic nawet nowego nie zasmuciło. Ale do głębi piersi i mózgu, do szpiku kości swych była przerażoną.