Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biedaczysko ni to żywy ni to umarły. Matka także chorowita i prawdę mówiąc, kapryśna kobieta, zgryźliwa; oprócz Emilki ma jeszcze w domu młodszą córkę i syna, z którymi nie ma co zrobić, bo za naukę wszędzie płacić trzeba, a tu w domu bieda, głód nietylko co... Emilkę ciotka zaczęła odrazu pędzić do pracy jak tylko zubożeli, ale oprócz tego, że dziewczynie rozbałamuconej balami i strojami nie chciało się wziąść do pracy, pokazało się, że ta wielka edukacya, którą jej ciotka dawała, nie dała jej ani głowy ani rąk. Chciała być nauczycielką, ale gdzie tam! brząkać brząka na fortepianie i po francusku podobno nieźle mówi, ale jak przyszło do uczenia, ani w ząb... nikt jej nie chciał... dostała była dwie lekcye po 40 groszy za godzinę a i te prędko jakoś straciła...
Zresztą nic dobrze nie umie... gdzie tylko udała się prosząc o robotę, odprawiali ją z kwitkiem, a tu matka w domu gryzie za próżniactwo, chory ojciec w łóżku stęka, brat bąki zbija po ulicach i tylko patrzeć, jak złodziej z niego będzie, siostra z nudów i ze złości kłóci się z całą familią, jeść czego nie ma ani w piecu czem zapalić... Emilka ma dobre serce, to też martwiła się okrutnie, wymizerniała, myśleliśmy, że już suchot dostanie, aż dwa miesiące temu dopiero znalazł się zarobek...