Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej miłości własnej. Niepospolity spryt malujący się w wyrazie twarzy jej i oczów poddał jej po chwili nową odpowiedź.
— Gdyby zresztą i nie to, rzekła podnosząc oczy, znajdujeszże droga Maryo przyzwoitem, aby młoda kobieta (protegowana twoja jest zapewne kobietą młodą) po całych dniach przebywała za jednym stołem z kilku młodymi ludźmi? Czy podobna okoliczność nie byłaby powodem zajść zgubnych dla niej, przykrych dla mnie a sklep mój narażających w obec publiczności na pewną kompromitacyę?
— Powtórzyłaś znowu Ewelino jeden z krążących po świecie komunałów. Obawiacie się, aby praca wspólnie z mężczyznami podejmowana nie nadwyrężyła cnoty i honoru kobiety, a nie obawiacie się, aby tego samego nie uczyniła bieda. Protegowana moja, jak nazywasz osobę, o jakiej mowa, przed trzema miesiącami utraciła męża, ma dziecię, które kocha, smutna jest, poważna, cała zajęta wyszukaniem dla siebie środków zarobkowania i jak o tem przekonałam się sama, bardzo uczciwa. Czyliż możesz przypuścić, aby kobieta w takiem zostająca położeniu, z takiemi uczuciami, wspomnieniami, z taką trwogą o jutro, mogła najlżejszą zwrócić uwagę na twoich wyelegantowanych pomocników? Zaręczam cię, że żadna myśl płocha nie postałaby w jej głowie...