Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wzgardą społeczność okrywa istoty, którym sama nie dała podstawy moralnego bytu, usuwając z pod ich stóp niezłomną opokę, jaką jest powzięte od piérwszych dni życia przekonanie, że kobieta jest nadewszystko i przedewszystkiém człowiekiem, i czy zostanie żoną i matką, czy téż tytułów tych odmówi jéj przeznaczenie, nigdy przecie nie traci znamienia człowieczeństwa, wzywającego ją do myśli rozumnéj, do życia pracy, tém pełniejszego zasługi, że samoistnego, że odartego z uciech i ułatwień, jakich darmo-by szukać na drodze kobiety samoistnéj.
Oto naprzykład: szeroką ulicą miasta płynie tłum rozliczny, a przezeń sama jedna, jakby samotna przeciska się kobieta. Przed nią, za nią, wkoło niéj idą ludzie ręka w rękę, gwarzą poufnie lub wesoło, wzajem torują sobie drogę śród tłumu, dłonie ich wspierają się wzajemnym uściskiem. Ona tylko idzie sama jedna, żadne ramię jéj nie wspiera, żadna opiekuńcza dłoń nie usuwa téj fali, która ją potrąca, zalewa, pochłania, żadne oko nie strzeże bezpieczeństwa jéj kroków, niczyje usta nie zwracają się ku niéj z uśmiechem przywiązania lub bratniéj myśli wyrazem. Droga jéj przez tę gwarną ulicę tak samotna i trudna, jak wędrówka całego jéj życia.
Albo znowu, wśród towarzyskiego koła żony i matki zasiadły w całym majestacie wysokich go-