Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

marzenia, ale z nadzieją pragnącéj zacnego szczęścia i z powagą pojmującéj swoje cele istoty. Niechowane w głębi mieszkań, niby słabiuchne kwiaty w cieplarni, nieosłaniane przed oczyma mężczyzn, niby za firankami cudowne obrazki w kościele, od piérwszych dni swego życia przypatrują się grze społecznych przekonań, interesów, namiętności, a widok ten zawczasu uczy je prawd życia i przyzwyczaja widziéć w mężczyznach nie zbiór ideałów lub bohaterów romansowych, ale ludzi z przeróżnemi odcieniami umysłu i charakteru. To téż gdy przychodzi chwila, w któréj mają wybrać towarzysza drogi całego życia, nie są one pensyonarkami, grającemi w ślepą backę i z zawiązanemi oczyma chwytającemi piérwszą lepszą połę męzkiego surduta, która się im pod rękę nawinie; nie wstępują one, jak śpiące lunatyczki, na dachy nieobliczonych marzeń i nie biorą, jak Donkiszot, piérwszego lepszego barana za rycerza o stalowéj tarczy i złotéj przyłbicy. Nauczywszy się rozumiéć siebie i innych, wiedzą dobrze, czego trzeba, aby władze ich serc i umysłów harmonijnie zlać się mogły z uczuciem i myślą innego człowieka, umieją rozróżnić stosowne dla siebie i sprzeczne z sobą żywioły, nie idą omackiem, i nie śnią na jawie, nie budzą się téż potém w rozpaczy, że się obudziły za późno, i na gruzach rozwalonych gmachów swych marzeń nie rozpływają się w łzach i skargach, ani się pocieszają za-