Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

należysz do rzędu tych skromniś, co to przy wzmiance o mężu zyzem patrzą na koniec swego nosa. Jeżeli przemówiło już w tobie serce, powiedz mi o tém; ufam zupełnie twemu rozsądkowi, moja droga, i z góry przyjmuję za zięcia człowieka, któregoś wybrała.
— Zuzanno! — rzekła moja żona ze wzruszeniem — pójdź do mego pokoju i przynieś mi ztamtąd włóczkę. — Wymawiając te słowa, dała mojéj córce znak porozumienia, mający znaczyć: zostaw nas samych!
Zaledwie Zuzia znalazła się za drzwiami, Johanna wybuchnęła. — Danielu! — zawołała — jesteś okrutnym człowiekiem! I cóż ci złego uczyniło to dziecię?
— Jakto? nie mam prawa zapytać mojéj córki o to, czyli już pokochała kogo?
— Córka moja, panie, nikogo nie kocha — odpowiedziała Johanna. — Jest ona poczciwą dziewczyną i, postępując za przykładem swéj matki, będzie oczekiwała dnia ślubu, aby ukochać małżonka, wybranego przez jéj rodziców!
— Dnia ślubu to trochę za późno. Powierzać szczęście całego życia wyborowi rodziców, to rzecz niebezpieczna. Nie przyjmuje się męża dla swojéj matki, ale dla siebie. Obowiązek jest piękną rzeczą, ale nie zdoła zastąpić wielkiego uczucia