Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sób do przyszłych zawodów swoich żony, matki, gospodyni i obywatelki gotuje się kobieta. I jakże ma być inaczéj, gdy aż do chwili, w któréj wchodzi w życie rodzinne, to jest wybiera sobie cel i drogi swoje, najwyższemi jéj zaletami mają być: nieświadomość, naiwność, wszystkie zatém cechy dziecięce, ale nie człowiecze? Kobieta aż do zamążpójścia widzi świat tylko przez okno swego pokoju i oczyma otaczających ją ludzi. Siebie saméj nie zna, ani wié, co leży na dnie jéj własnéj istoty, jaka będzie z czasem i jakie najwłaściwsze są dla niéj drogi. Wiara tych, co ją otaczają, jest jéj wiarą — ich wola jéj wolą.
Życie dla niéj to zagadka, nad któréj rozwiązaniem głowy sobie przecież nie łamie.
Gdy przyjdzie, zobaczymy, a teraz grajmy sonatę, albo haftujmy kołnierzyk! Mówi niekiedy o pracy, mając zawsze na myśli sonatę, albo haftowanie kołnierzyka. Gdy mowa o małżeństwie, tym wskazywanym jéj celu życia, wstydzi się i rumieni, a w pokoiku swoim, między czterema milczącemi ścianami, marzy o niém. Jak marzy? Któż opowie? wszystkiego w tych marzeniach pełno: kwiatów, obłoczków, aniołów i wszelkich ideałów.
Upaja się temi marzeniami swemi i potém piérwszy spotkany mężczyzna wydaje się jéj wcieleniem wyśnionego w samotnych rojeniach ideału, odziewa go odrazu barwami swojéj rozmarzonéj