Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ku posądzić Garskiego o ideologię. Ale wiedział on dobrze, co czynił. Ona była trzydziestoletnią ekscelencyą, grubą w pasie i zanadto czerwoną na twarzy; on był „człowiekiem przyszłości”. Sprawdził potem tę przepowiednię, ale dla łatwiejszego jej sprawdzenia małżeństwo to przedstawiało środek pomocniczy co się zowie. To też widziałem, jak robił do niej swoje najpiękniejsze liryczne oczy, a słowa i zdania jej ojca chłonął oczyma jak balsamy.
Stało się. Cała stolica wkrótce mówiła o zaręczynach Garskiego z córką bardzo wysokiej ekscelencyi. Podziwiano, zazdroszczono, winszowano. Ja także podziwiałem, zazdrościłem, winszowałem. Prawdę mówiąc, dyabli mię brali na myśl, że sam nigdy tak daleko jak on nie zajdę; gdzietam! lecz z drugiej strony ceniłem wielce dość poufałe stosunki z człowiekiem, który, dziś będąc siłą, jutro najpewniej będzie potencyą.
Nie należy przesądzać poufałości tych stosunków; nie patrzyliśmi sobie duszą w duszę i żaden z nas nie wskoczyłby za drugiego w ogień, ani w wodę. Owszem, przypuszczam, że z łatwością moglibyśmy skoczyć sobie do oczu, gdyby przypadkiem znalazła się pomiędzy nami, nieprzymierzając kość do ogryzienia. Ale pochodziliśmy prawie z jednych okolic, Garski znał trochę moich krewnych, ja jego, a chociaż nie tęskniliśmy wcale ani do okolic, ani do krewnych, tworzyło to pomiędzy nami jakiś łącznik, dla nas samych nie bar-