Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było jednak rady. Wszyscy obecni znajdować się tu mieli prawo.
— Nie — na zapytanie Benedykta odpowiedziała — nie to wcale! Majątek jest jeszcze piękny, można powiedzieć, wielki, a przeszłość... no! co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Jaką ona była, to była, ale żałuje on jej teraz i wyratował z niej jednak swoje złote serce. Jest rzecz inna... Teofil... Teoś...
Zająknęła się, zarumieniła się ogniściej niż kiedykolwiek, i szeptem prawie dokończyła:
— Teoś jest mor... morfi... Boże, jakże się to nazywa? zawsze zapominam!... mor... morfinistą!
Benedykt wielkimi oczami na nią patrzał.
— A cóż to za diabeł? — zapytał. — Nigdy nie słyszałem...
Cicho, jąkając się, z wielkim żalem Kirłowa wyszeptała to, co o tym przedmiocie od kuzyna swego wiedziała, usprawiedliwiać go usiłując. Chorował bardzo przed parą laty, zagraniczni doktorowie ten przeklęty zwyczaj mu zaszczepili...
Benedykt wąsa w dół pociągnął.
— Prosto z mostu mówiąc... pijakiem jest! — sarknął.
Kirłowa aż wstrzęsła się, tak ją wyraz ten zabolał. Ależ doprawdy, on nie winien, że go ten wielki świat do tego doprowadził i wielka fortuna na takie pokuszenia i awantury naraziła. Pragnie wyleczyć się, próbował już nieraz, bo wstyd mu samego siebie i życia młodego żal... ale dotąd nie mógł. Chyba go kobieta, którą pokochał, uleczy... klin klinem wybijać najlepiej... Szczęśliwym się czując nudzić się przestanie, domowe, porządne, regularne życie powróci mu zdrowie i chęć do zajęcia się majątkiem. Justynka prawdziwe zadanie siostry miłosierdzia spełnić przy nim może, jeżeli tylko zechce, jeżeli ją to, o czym dowiedziała się, nie zraziło...
Tu pani Emilia splecione ręce w górę wzniosła.
— Zrażać! o Boże! — zawołała. — To, o czym dowiedzie-