Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdjąć trzewiki. Boso teraz po trawie biegała narzeczonemu rozkazy wydając.
— Panie Franciszku! proszę przynieść krzesło dla panny Justyny!
Chłopak w mig ku chacie się rzucił. Fabian kroił chleb, którego spód, tak jak u Anzelma, okrywały wyraźne rysunki klonowych czy lipowych liści. Przez parę minut panowało trochę kłopotliwe milczenie przerywane tylko wykrzyknikami Elżusi, która narzeczonego posyłała to po osobną miseczkę dla Justyny, to po łyżkę, to mu rozkazywała przepędzać psa na widok chleba zbliżającego się do zydla, musztrując go przy tym i niby wyśmiewając, to że powoli chodzi, to że niezgrabnie przyniesione przedmioty umieszcza, a wszystko to głośno, rezolutnie, białymi zębami w uśmiechach błyskając a imponująco zadarty nosek podnosząc. On zaś, milczący, pokorny, ze zmieszania niezgrabny, spełniał wszystkie jej rozkazy i komenderówki, a ilekroć na nią spojrzał, z podziwu czy zakochania usta otwierał i na podobieństwo słupa nieruchomiał. Miodu jeszcze ani skosztował, tak go Elżusia ustawicznie pędzała i musztrowała. Za to wszyscy inni, po kolei, nóż w kościanej oprawie brali, miód nim na chleb kładli i kęs jego odgryzłszy porcje na zydlu składali, powoli ze skrzyżowanymi na piersi lub opuszczonymi na kolana rękami przeżuwając. Fabianowa przewlekłym swym głosem opowiadała o pasiece, którą miał ojciec jej Giecołd, kiedy jeszcze po dzierżawach chodził.
— Dzień po nocy, a noc po dniu następuje... — śpiewała — tak i ja... z dostatków takich na te małe gospodarstwo przyszłam; jak robotna pszczoła całe życie przehorowałam, i ot... czego dobiłam się!...
— Mruczydło z imości — sierdzisto przerwał Fabian — ze wszelakiej rzeczy materię do lamentów wyprowadzisz. Wiadomo: im gorsze koła, tym więcej skrzypią!
Starzyński śmiał się znowu tak, aż mu łzy do oczu na-