Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Fabiana Bohatyrowicza synowie... i pomiędzy nami kłótni żadnej nie ma. Tylko tego Adasia najwięcej teraz to gryzie, że mu w jesieni do wojska trzeba iść... Jak sobie na to wspomni, gadziną staje... Jeszcze i czwarty brat u nich jest, Julek, ale taki zawzięty rybak, że go z Niemna ani ściągnąć... Za Niemnem i za swoim psem, Sargasem, świata nie widzi, a do tego troszkę głupi. A siostrę ich, Elżunię, panienka widziała...
Wtem stanął, zatrzymał konie i smutnie wymówił:
— Ot już i okolica i droga do dworu...
Zdjął czapkę i w wahającej się postawie na Justynę patrzał.
— Możebym ja — zaczął nieśmiało — panienkę do domu odprowadził, żeby pod czas jaki zły pies albo bydlę nie nastraszyło!...
Może jedno z tych niespełnionych żądań, o których przed chwilą mówił, smutkiem napełniło mu oczy. Może żałował ubiegłej godziny czasu przedłużyć ją pragnąc. Z niepokojem patrzał na tę, tak mu z pozoru obcą kobietę, która w tej chwili wcale go nie słuchając głowę podała naprzód, ciekawe i zachwycone oczy wlepiając w obraz tylko co ujrzany. Był to raczej mały i skromny obrazek wiejskiej zagrody, ale który dziś i z bliska widziany powiał na nią czarem ciszy i świeżości.
— Śliczna zagroda! — zawołała — kto tu mieszka?
— Stryj Anzelm, czyli my wszyscy troje, bo pomiędzy nami we wszystkim jest wspólność!
Mówiąc to dwoma skokami przebył białą drogę wieś z polem rozdzielającą, jednym ruchem ręki otworzył na oścież zamykającą ogrodzenie przezroczystą i niewysoką bramę. Przez bramę tę właśnie Justyna ujrzała część zagrody; teraz, gdy wnętrze jej szerzej odsłoniło się przed nią, szybko postąpiła naprzód.
Jan Bohatyrowicz z czapką w ręku i schyloną w ukłonie