Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jego już płaczą sosny i lasy zielone,
I skały aż pod niebo czołami wzniesione,
A ty jedna Filido, twardsza od kamienia,
Nieumiesz się użalić ludzkiego cierpienia,
I znosisz, że Lykote z swym smutkiem się kryje,
Obojętna na wieści, czy umarł, czy żyje.
Którego jeśli zgubisz, kto cię będzie głosił,
I pieśniami nad same obłoki wynosił?
Już on flet na wysokim zawiesił jaworze,
I te smutne wyrazy zostawił na korze:
“Gdy mię Filis kochała, miłym byłeś flecie,
Bez niéj tyś mi żałobą, jak wszystko na świecie,
Jeżeli tak zostanie, może mojéj nędzy,
Wolne Parki ostatniéj dociągną już przędzy,
Wtedy może zapłaczesz — ale ja niestety,
Już się wtedy napiję niepowrotnéj Lethy.