Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ani się lwów lękają wypasione stada,
Swobodnie igra w gajach trzodzista gromada;
Tu skłonne morze nosi kupieckie zamiany,
Którém kraj ten szczęśliwy z obu stron oblany,
Tu gęste widzisz porty, gdzie próżen obawy,
Słyszy majtek ryk morza, i skrzypiące nawy —
Ale niech pieśni moje i rzek niepominą,
Co w skrętach lazurowych przez te kraje płyną,
Tu Wulturnus w Tyrrheńskie morze szybko dąży,
Tu Sarnes, owdzie Siler przezroczysty krąży,
Tu Liris, chciwa Makra i Arna rogata,
Daléj Tyber się toczy ku stolicy świata,
Ztąd się Aufid ku brzegom Adryackim wdziera,
Tam Senna i z siostrami złączona Izera.
Mamże wspominać murem obwiedzione grody,
I tylu sztuk nadobnych czarujące płody?
Starożytne oszczątki i złote świątynie,
I mury tylowieczne płaczące w ruinie? —
To jest wielkich kwirytów matka niegdyś wielka,
Stolica panów ziemi i cnot żywicielka,
Ta zwalczyła Pyrrusa, ta zmogła Kartagę,
Ztąd Antyoch potężny haniebną wziął plagę;
Ziemie gdzie słońce wstaje, gdzie na zachód bieży,
Wszystko pod jéj nogami okowane leży, —
Lecz czegóż czas długimi laty niepokona,
Gdzie przed dni żarłocznemi bezpieczna uchrona?
I ty bogów siedzibo, głowo świata, Rzymie!
Ledwo na pół zapadły uchowałeś imię,