Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Alboż ty jeden takie opłacasz przygody? —
Jeśli cudze cierpienia umniejszają szkody,
Mnie także (obym niebył w poświęconych rzędzie!)
I mnie Cypru bogini nie miała na względzie.
Ja, com najczystszą palił Lidyi ofiarę,
Com dawno bezprzykładną zachował jéj wiarę —
Ja równie na jałową ziemię ziarno sieję,
A mój zasiew wyśmiewa cierpliwą nadzieję.
Jakżeś często samego widział Ligurynie!
Jakom się chroniąc ludzi uchodził w pustynie,
Nie szedłem tam w głębokie myśli się zadawać,
Gwiazdy lub drogę słońca szybkiego poznawać,
Świat stawiać Epikurze z atomów zebrany,
Wyśledzać rogów Luny rosnącéj przemiany,
Ona była na myśli — na siebie niepomna,
Chce obcego nade mnie przenieść wiarołomna,
Ona wzięła mi pokój, teraz śpi kamieniem,
Gdy żale u jéj płotu obwołuję pieniem.
Lecz nie darmo z piórkami bożek malowany
Ślepo z wiatrem się błąka, wiatrem kołysany,
A każdy coś dziś panem, miéjże się na względzie,
Może ta co dziś twoją, jutro moją będzie.